Anna Pompe: Polscy dystrybutorzy często bezwiednie naruszają cudze prawa do znaków towarowych | Co do zasady

Przejdź do treści
Zamów newsletter
Formularz zapisu na newsletter Co do zasady

Anna Pompe: Polscy dystrybutorzy często bezwiednie naruszają cudze prawa do znaków towarowych

Portal Procesowy: Czy dystrybutor towarów danej marki może się nazwać tak samo jak producent, dodając np. oznaczenie sp. z o.o.? Takie rozwiązanie wydaje się mieć same korzyści: dystrybutor jest jednoznacznie kojarzony z produktem, zwłaszcza że nazwa producenta jest często tożsama ze znakiem towarowym.
Anna Pompe: To powszechny błąd. Wielu polskich przedsiębiorców nie orientuje się, że nazwa handlowa czy znak towarowy to dobra licencjonowane nawet dla dystrybutorów; na przyjęcie takiego znaku w nazwie i używanie go w swojej działalności trzeba mieć licencję. Dlatego też dystrybutorzy często bezwiednie wchodzą w cudze prawa, co przez producenta jest odbierane również – a może przede wszystkim – jako brak lojalności.
Czym innym jest bowiem umowa dystrybucyjna dająca prawo do sprzedaży określonego produktu, a czym innym umowa lub klauzula licencyjna pozwalająca posługiwać się znakiem towarowym w uzgodnionym zakresie.
Zasada ogólna jest taka, że znaku towarowego nie można wykorzystywać bez zgody właściciela znaku. Wyjątkiem jest użycie znaku w celu informacyjnym. Nie można jednak zapominać, że stanowi to wyłom w sferze cudzych praw wyłącznych i  jak każdy wyjątek musi być traktowane przez używających wyjątkowo ostrożnie. Użycie informacyjne z pewnością nie może się łączyć z eksponowaniem znaku towarowego, a co za tym idzie tworzyć wrażenia, że używający i właściciel znaku są w jakikolwiek sposób powiązani.
Czy dotyczy to również wyłącznych dystrybutorów?
Status wyłącznego dystrybutora sam w sobie nie stanowi o żadnych przywilejach, jeżeli chodzi o posługiwanie się znakiem towarowym w działalności gospodarczej, w tym w nazwie handlowej. Nie daje on uprawnień takich, jakimi dysponuje właściciel znaku tylko z tego tytułu, że dystrybutor uzyskał wyłączność i częstokroć od podstaw buduje rynek.
Tymczasem u polskich przedsiębiorców można zaobserwować nadmierną skłonność do utożsamiania się z producentem. Są oni przekonani, że skoro budują lub rozwijają rynek dla danej marki, skoro podejmują działania marketingowe i ponoszą ich koszty, to automatycznie nabywają pewne prawa. Zaczynają wtedy sięgać po dobra, jakimi są znaki towarowe i nazwy handlowe, posuwając się nawet do rejestrowania takich znaków towarowych na swoją rzecz.
I do takiej rejestracji faktycznie dochodzi?
Owszem. Niejednokrotnie producent nie dokonuje rejestracji swoich znaków towarowych na terenie Polski, nie przypuszczając, że znajdzie tu rynek zbytu na swoje towary. W momencie, gdy dystrybutor odnosi pierwsze sukcesy i dana marka zyskuje popularność, zaczynają się naruszenia. Producent jednak nie zawsze chce się angażować w postępowania przeciwko naruszycielom, szczególnie kiedy rynek wciąż nie jest dla niego strategiczny. Zdarza się wówczas, że dystrybutor postanawia chronić rynek na własną rękę i w tym celu rejestruje znak, który de facto należy do producenta. Takich rzeczy robić nie wolno.
Rejestracja znaku towarowego przez dystrybutora czy agenta na własną rzecz nawet jeśli ma on najlepsze intencje zawsze zostanie oceniona jako dokonana w złej wierze.
Często spotykam się z próbami rejestracji znaku towarowego podejmowanymi przez byłych dystrybutorów już po rozwiązaniu umowy dystrybucyjnej albo w momencie konfliktu z producentem. Wtedy motywy działania takiego byłego dystrybutora oczywiście pozostają zgoła odmienne.
W każdym jednak przypadku Urząd Patentowy powinien odmówić rejestracji. Należy jednak pamiętać, że urząd nie bada rynku pod tym kątem, bo nie ma takich możliwości. Tu niezbędna jest aktywność pierwotnie uprawnionego, czyli producenta. Jeśli nie ma on w Polsce swojego pełnomocnika ani spółki córki, tylko wysyła tu swoje towary, wówczas zazwyczaj nie wie o próbie rejestracji swojego znaku towarowego i nie sprzeciwia się jej we właściwym czasie.
Dochodzi wtedy do rejestracji w złej wierze, z naruszeniem wcześniejszych praw producenta wynikających z faktu używania znaku towarowego, a częstokroć także do naruszenia jego dóbr osobistych, o ile nazwa handlowa producenta jest tożsama ze znakiem towarowym, którego używa.
Jeśli znak towarowy nie jest w Polsce ważnie zarejestrowany i nigdy nie był tutaj przez producenta używany, teoretycznie nie podlega ochronie i każdy podmiot może wystąpić o jego rejestrację. Ale również w takim przypadku, w określonych okolicznościach, producent może się powołać na rejestrację w złej wierze, np. kiedy może udowodnić, że rejestracja została dokonana celowo, żeby zablokować planowane przez producenta wejście na ten rynek.
A jeśli producent dowie się o bezprawnej rejestracji np. trzy lata po fakcie?
Może unieważnić taki znak. Producent może unieważnić rejestrację uzyskaną w złej wierze zawsze, nie ma ograniczenia czasowego. Natomiast w innych przypadkach, gdy wystąpiła np. kolizja z wcześniejszym zarejestrowanym znakiem towarowym lub nazwą handlową, ma na to pięć lat.
Czemu właściwie używanie znaku przez dystrybutora jest niekorzystne dla producenta, skoro dystrybutor poniekąd działa na jego rzecz? Przecież rozwija sprzedaż, buduje rynek dla jego towarów.
Używanie znaku przez dystrybutora jest korzystne dla producenta, ale tylko wtedy, kiedy jest przez niego kontrolowane. Właściciel znaku towarowego najczęściej określa całą strategię budowania i pozycjonowania marki na rynku. Znak towarowy to podstawowe narzędzie do tego celu. Specjaliści planują, kiedy i gdzie znak ma się pojawiać, w jakich mediach, w jakim kontekście, jaka ma być jego wizualizacja, włącznie z doborem odcienia barw, wielkości czcionki etc.
Znak towarowy łatwo jest zepsuć. Nieprzemyślane działania sprzeczne z polityką firmy grożą nie tylko zmianą wizerunku rynkowego danej marki, ale wręcz osłabieniem siły wyróżniającej samego znaku towarowego. Jeśli używanie znaku towarowego nie jest kontrolowane przez właściciela, to z założenia mu to zagraża. Taka sytuacja jest niebezpieczna nawet wtedy, gdy producent i dystrybutor zgodnie współpracują, a co dopiero w razie sporu, gdy kontakty handlowe między nimi ustają.
Jak w takim razie postępować, żeby nie wejść w konflikt z prawem?
Przede wszystkim uzgodnić warunki używania znaku towarowego i nazwy handlowej. Wyjaśnienie tych kwestii leży w interesie obu stron. Zresztą uzyskanie licencji na korzystanie ze znaku towarowego wcale nie musi się wiązać z opłatą licencyjną. Dystrybutor ponosi przecież określone koszty związanie z rozwijaniem sprzedaży, które mogą być ujęte w takim rozliczeniu.
Polski przedsiębiorca zyskuje jasność sytuacji. Ma świadomość, jaki zakres uprawnień został mu udzielony, jeśli chodzi o posługiwanie się znakiem towarowym w reklamie i wszelkich działaniach marketingowych, a także na dokumentacji handlowej. Jeśli rozwija swoją firmę pod nazwą handlową, która została mu udzielona, to od samego początku wie, w jakich sytuacjach może dojść do jej utraty. Dzięki temu polski dystrybutor jest w stanie umiejętnie budować swój wizerunek rynkowy, minimalizując ewentualne przyszłe straty.
Często polska spółka jest organizacyjnie mocno związana z producentem: producent jest np. jej wspólnikiem i poniekąd sam za jej pośrednictwem buduje rynek dla swoich towarów w Polsce. Ale nawet wtedy jasność zasad używania znaku towarowego i nazwy handlowej jest najważniejsza. Jeśli producent zawczasu nie pomyślał, jak zabezpieczyć swoje prawo do nazwy handlowej, to nie ma pewności, czy wychodząc ze spółki polskiej, może zabrać ze sobą nazwę i zakazać jej dalszego używania. W zasadniczej mierze od okoliczności danej sprawy będzie zależało, czy polska spółka, działając np. przez 5 lat, nie wytworzyła dla siebie jakiegoś silniejszego prawa, czy ta nazwa nie stała się również jej dobrem osobistym. Dlatego konieczna jest bardzo jasna umowa – licencyjna czy umowa spółki – regulująca kwestię wniesienia tej nazwy już w momencie rozpoczęcia współpracy.